Zapytasz, jak to się stało, że zostałam doulą?
Osiem lat temu, po porodzie, pierwszy raz, świadomie w sercu poczułam powołanie.
Mój syn urodził się przez cesarskie cięcie. Po operacji leżałam całą noc dochodząc do siebie, wierzyłam, że następnego dnia wstanę i zacznę zajmować się nim. Z sali porodowej dochodził do mnie cienki i piskliwy głos rodzącej kobiety. Jak przez mgłę pamiętam, że majaczyło w mojej głowie… „odwagi, otwórz się, pozwól sobie na krzyk, dlaczego nikogo przy niej nie ma?….”
Na drugi dzień zobaczyłam ją na sali porodowej, siedziała naprzeciwko mnie. Drobna, delikatna, z przerażeniem w oczach patrzyła na swoje dziecko. Była sama. Nie wiedziała jak reagować na jego kwilenie, jak je trzymać, jak przyłożyć do piersi. Była sama.
Mój syn, i noc po cesarce, dały mi przypływ ogromnej siły i energii. Zajęłam się nami. Cieszyła każda chwila i każde odkrycie tego małego ciała. I kątem oka obserwowałam…
Kiedy jej syn usną, wstałam i powiedziałam do niej „Jeśli chcesz spojrzę na niego, idź do łazienki zajmij się SOBĄ”. Ulga, która zarysowała się na jej twarzy była mocno wzruszająca.
Jej wdzięczność za chwilę dla siebie samej… jaka odmieniona wróciła z łazienki. Pięknie spokojna.
Tak niewiele potrzebowała, a dostała tak dużo.
To jest bycie doulą, troska i wsparcie tam gdzie są potrzebne.
W tym dniu zostałam doulą.